70.Historia pewnej dachówki-tragedia w 2 aktach
No i nadszedł czas wyboru dachówki. To był początek października, pogoda sprzyjała wojażom to do jednego, to do drugiego i trzeciego... składu budowlanego. Cel był nader poważny- wybór dachówki, więc należało zrobić to z rozwagą i należytą starannością. W końcu będziemy oglądać ją chyba (i mam nadzieję) przez większość naszego życia. Po długich debatach, wkrótce udało się wyłonić zwycięzców do półfinału, a zawody ostatecznie wygrał jak wiecie Bogen Innovo 10 w kolorze antracyt glazurowany. 5 listopada zapadła ostateczna decyzja, a tym samym i wybór skład, który ową dachówkę miał dostarczyć. Choć inni zarzekali się, że cena u nich nader konkurencyjna, y skierowaliśmy swe oczy ku innemu dostawcy, niewiele, ale droższym. Toć to wybraliśmy przecież firmę prężną, pewną, a najważniejsze poleconą. Rzeczowy sprzedawca zapewniał o terminowości dostawy- 2, góra 3 tygodnie. Zaliczkę wpłaciliśmy, a owa pokrywała niemalże koszt dachówki z akcesoriami. Co tam, firma duża, podobno rzetelna, a dachówka niemiecka. Po 3 tygodniach zaczęliśmy dzwonić. Na początku grzecznie: jak tam nasza dachóweczka? kiedy można się spodziewać? czy przyjechało już nasze zamówienie? Potem padały stwierdzenia: to jakaś kpina, jesteście nierzetelni, obiecanki cacanki, czy mogę z kierownikiem? Apogeum nastąpiło na początku grudnia, kiedy osobiście zawitałam w składzie, (bo nie ma jak być naocznym świadkiem, że w magazynie pustki) i pan zapewniał mnie o 18 we wtorek, że dachówka już do nich jedzie i jutro na 14 czeka na załadunek na moją budowę. O 16 następnego dnia i w kolejne dni nikt się nie pojawił. W końcu po kolejnych telefonach skruszony kierownik zlecił załatwienie sprawy przedstawicielowi Bogena, który osobiści zadzwonił z przeprosinami, że tak długo to wszystko trwa. Dachówka na pewno będzie w tym roku. Jakoś nie wykazaliśmy entuzjazmu, gdyż było to na tydzień przed świętami. Jednak, ku naszemu zaskoczeniu niebawem dojechała i można było zaczynać.
Niestety już wkrótce okazało się, że obliczenia, które nam zrobił skład. były błędne i zabrakło na trzy dni przed świętami około 1,5 palety dachówek. Telefon do składu, no i uśmiechnięta buzia- mają jeszcze 3 palety. Z mężem i teściem do samochodu i wieczorkiem po pracy do składu po resztę materiału. I tu by można powiedzieć veni vidi vici, gdyby nie to, że zajechaliśmy, zapakowaliśmy, wróciliśmy i ... nie ten kolor. Tego nie da się opisać!!! Telefon do składu- "ale my innych nie mamy". To tak jakby ktoś chciał kupić kozaki, a pani w sklepie: "takich nie mamy- kup pan sandałki" Żenada...
Towar odwieźliśmy- nie wiem skąd w nas było jeszcze tyle dobroci. Na drugi dzień telefon do Pana Bogena, który znalazł najbliższy skład dysponujący potrzebną nam ilością, niestety oddalony o 100 km!!!. No i tu skład stanął na wysokości zadania i przywiózł nam te dachówki, tyle, że nie tyle ile prosiliśmy. Wcześniej oddaliśmy kilkanaście potłuczonych dachówek, które teraz przydałoby się odebrać. No i klops. Dalej mamy za mało. Święta za pasem a u nas w dachu dziura15x18 sztuk.
Po świętach obdzwoniłam wszystkie składy sprowadzające tę dachówkę. W Bielsku- 6 szt., w Rybniku 4 szt., w Katowicach 3 szt.- tylko nie wiadomo, w jakim stanie. Nam konkretnie brakowało 18. Co tu robić? Pojechaliśmy do składu wzięliśmy z powrotem te mniej "stuknięte" i włożyliśmy na dach. Na wiosnę czeka nas i tak murowanie komina- za zimno w zimie, więc dowieziemy pozostałe i wymienimy.
Trzeba przyznać, że skład tak na dobrą sprawę nie miał większego wpływu na tę dostawę. To fabryka zawaliła. Tyle, że w tym wszystkim, nie trzeba było nas okłamywać i bawić się naszym kosztem w kotka i myszkę. Kierownik przeprosił, obiecał coś tam jeszcze załatwić na pokrycie strat, ale w zasadzie to nic nie pokryje strat moralnych, stresu, 40 telefonów wykonanych do firmy i "zjedzonej" godziny z abonamentu oraz przejechanej niepotrzebnie benzyny (60km tam i powrót).
Wniosek: lepiej kupować to, co leży na składzie i niczego nie brać na zamówienie, a najlepiej to chyba dobrze się zastanowić, czy nie zlecić budowy jakiejś firmie i mieć z tym spokój, z drugiej strony to szkoda tej euforii, kiedy coś uda się zrobić/załatwić, no a przede wszystkim oddanej za to komuś kasy.
Życzę wszystkim rzetelnych dostawców i kompetentnych fachowców.
PS. Proszę nie pytać o firmę. Niech pozostanie ona do mojej wiadomości. Różnie to bywa z życzliwymi, a jakiś proces sądowy nie jest mi potrzebny, choć napisano tu całą prawdę.